Jest godzina piąta po południu. Senny zazwyczaj o tej porze klub hotelu Europejskiego zapełnia się ludźmi, przestawia się stoliki i fotele. Ktoś mówi: „Bandera na maszt!” i dwaj młodzi ludzie przypinają do wiszącej na ścianie zasłony duży kawał płótna z napisem „Solidarność”.
Sala jest nabita, spóźnialscy — czyli ci, którzy nie przyszli przed czasem — zadowolić się muszą miejscami stojącymi w kącie pod ścianą. Razem z Onyszkiewiczem, twarzą do publiczności, zasiadają uczestnicy toczących się danego dnia negocjacji. Obrady być może trwają — ale dla „Solidarności” jest rzeczą podstawową, by jej wersja wydarzeń poszła w świat. [...]
14 marca Janusz Onyszkiewicz zdaje się być nieco wytrącony ze swej zwyczajowej, angielskiej flegmy. „Nie wiemy — mówi — czy projekt ordynacji wyborczej i ustawy o Senacie, omawiane wczoraj przez radę Państwa, zgodne są z tym, co zostało wynegocjowane. Jestem trochę zaniepokojony”.
Warszawa, 14 marca
Konstanty Gebert, Mebel, Wyd. Aneks, Londyn 1990.
Kazimierz Cypryniak wygłosił jedno z najbardziej interesujących i — w pewnym sensie — zaskakujących wystąpień, jakie zostały przy okrągłym stole wygłoszone.
„Droga, na którą weszliśmy — zaczął — jest drogą wielkich niebezpieczeństw i mamy świadomość, że tak jest. W związku z tym chciałbym, żebyście panowie wzięli pod uwagę rzecz następującą: jak to się nie powiedzie, to co byście panowie nie powiedzieli, my zostaniemy obciążeni i zapisani w historii jako ci, którzy dopuścili do niepowodzenia — bo władzę mieli. [...]
Panowie często mówicie, że macie swoje zaplecze [przed którym musi się zdać sprawę] itp. Ale prawda jest taka: czy to, co wam oferujemy, to dużo jest czy mało? Nawet mała nasza oferta to jest sto procent, bo mienicie się opozycją — i my gotowi jesteśmy to legalizować. Natomiast my też mamy swoje zaplecze i to nie tylko partyjne — nie muszę przytaczać dowodów, jakie to teraz różne rzeczy się dzieją. I proszę wziąć pod uwagę, że my jesteśmy w takiej pozycji, że my musimy oddawać. Po prostu musimy, bo porozumienia inaczej być nie może. [...]
Głos Cypryniaka — niewątpliwie szczery i przejęty wagą spraw — zrobił wrażenie na Adamie Michniku.
„Chciałbym bardzo panu Cypryniakowi podziękować i odpowiedzieć równie szczerze, jak mniemam. Mamy poczucie, że przy tym stoliku, panie Kazimierzu, siedzimy po to, aby płacić, a nie, żeby załatwić coś dla „Solidarności”. Przy tym stoliku płacimy za prawo „Solidarności” do legalnego bytu.
To nie jest tak, że za niepowodzenia naszych partnerów my nie będziemy się obciążać, bo oni sprawują władzę. Pod tym względem jedziemy niemal na tym samym wózku, bo nam się powie: Mieliście szansę, nie umieliście jej wykorzystać, to po co żeście tam leźli? [...]”.
Warszawa, 22 marca
Konstanty Gebert, Mebel, Wyd. Aneks, Londyn 1990.